Dwa tysiące euro za głowę - ruszył proces handlarzy żywym towarem

2010-01-15 00:00:00


Miały pracować w Niemczech jako opiekunki do dzieci, barmanki lub sprzątaczki. Ostatecznie lądowały w domach publicznych. Były bite, głodzone i zmuszane do prostytucji. 


Przed elbląskim sądem ruszył proces grupy przestępczej oskarżonej o handel kobietami.Na ławie oskarżonych zasiadło w sumie osiem osób. Odczytanie liczącego 50 stron aktu oskarżenia zajęło prokuratorowi blisko godzinę. Oskarżonym grozi nawet do 15 lat więzienia. Większość z nich była już wcześniej karana. Wśród oskarżonych jest również kobieta 24-letnia Anita W.


Według ustaleń prokuratury w 2005 roku do agencji towarzyskich w Berlinie i Frankfurcie trafiło pięć kobiet. Za każdą z nich bandyci otrzymywali co najmniej od dwóch do dwóch i pół tysiąca euro.
 W każdym z przypadków proceder wyglądał podobnie. Kobiety rekrutowano poprzez znajomych, często wykorzystując ich trudną sytuację materialną. Oferowano im dobrze płatną pracę w Niemczech — w charakterze opiekunki do dzieci, sprzątaczki, czy barmanki. Na miejscu kobietom zabierano dokumenty i zamykano je w domach publicznych, gdzie miały świadczyć usługi seksualne. Tylko jedna ze sprzedanych w ten sposób kobiet wiedziała, że jedzie do pracy w agencji towarzyskiej, ale warunki w jakich przyszło jej pracować znacznie różniły się od tego, co jej obiecywano.
Wszyscy oskarżeni, podobnie jak ich ofiary, pochodzą z Elbląga i okolicznych miejscowości. Gang został rozbity pod koniec grudnia 2008 roku. Chwile grozy przeżyli wówczas mieszkańcy elbląskiego Zatorza. Podczas próby zatrzymania jednego z przestępców przez Centralne Biuro Śledcze doszło do strzelaniny. Nikt nie został ranny. Jechały, bo chciały
Sąd przesłuchał jednego z oskarżonych, 51-letniego Marka K. To on zdaniem prokuratury miał być organizatorem całego procederu. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Twierdzi, że nie miał z tym nic wspólnego.
— Nigdy nikogo nie oszukałem, nie zwabiłem żadnej kobiety, a robienie ze mnie szefa grupy, to przesada — tłumaczył. — Być może mój sposób bycia, to że głośno mówię sprawiły, że to właśnie mnie te kobiety wskazały.
Marek K. tłumaczył, że rzeczywiście zawiózł trzy kobiety do Berlina, ale zrobił to ot tak, po koleżeńsku.
— Zabrałem je do Niemiec przy okazji, zajmowałem się wtedy sprowadzaniem samochodów zza granicy — wyjaśniał.— Nie brałem za to pieniędzy, dziewczyny miały się kiedyś odwdzięczyć za to.
Marek K. twierdzi również, że wszystkie trzy kobiety doskonale wiedziały gdzie jadą i co tam będą robiły.
— Cieszyły się z tej pracy, mówiły, że będą zarabiały po sto euro na godzinę — dodał.
Uwaga! To jest archiwalny artykuł. Może zawierać niaktualne informacje.
Tagi: aa